Kliknij na zdjęcie, aby je skomentować
Wciąż kolejne i coraz to wyższe kontrakty Argentyńczyka to już norma, do której kibice „Dumy Katalonii” zdążyli się przyzwyczaić. Do tej pory nikt nie miał żadnych wątpliwości, że podwyżki Messiemu się należą, ale te czasy należą już do przeszłości. Jego geniusz nie błyszczy już tak często, a to wybitnie pokazuje słabość Barcelony, której gra oparta była przez ostatnie lata na niebywałej skuteczności jednego kluczowego piłkarza.

 

Hiszpańskie media donoszą, że „Blaugrana” bardzo poważnie zastanawia się nad anulowaniem rozmów nad nową umową Argentyńczyka, która miała mu zagwarantować zarobki na poziomie 25 milionów euro za rok gry (drugie tyle FCB musiałaby wpłacać do skarbówki, co nawet dla takiego klubu mogłoby się okazać "miażdzącą" inwestycją). W sezonie, w którym hiszpański gigant nie radzi sobie na żadnym froncie podpisywanie tego typu kontrakt z graczem, który coraz częściej wykazuje objawy wypalenia byłoby nie na miejscu.

 

Co więcej władze Barcelony zdają sobie sprawę z tego, że ich drużynę czeka solidna przebudowa, która zagwarantuje jej powrót na sam szczyt światowej elity. Niewykluczone, że główną rolę znów odegra Leo Messi. Tym razem nie będzie jednak kreatorem boiskowych akcji, ale „dostawcą” 200 milionów euro, które są gotowe wydać na Messiego najbogatsze drużyny globu.

 

Barcelona przy okazji chce rozbudować Camp Nou, a bez pieniędzy z transferu Argentyńczyka wszelkie tego typu inwestycje, w obliczu słabej postawy zespołu prowadzonego przez Gerardo Martino, mogą zostać zamrożone na kilka najbliższych lat... 

 

W związku z powyższym nasuwa się jedno pytanie – Paris Saint-Germain, Manchester City czy Chelsea? Właściciel którego z tych klubów, zdecyduje się zainwestować w kurę znoszącą złote jajka?