Nie ma Pan wrażenia, że Fabiański stracił sportowo siedząc tak długo na ławce rezerwowych w Arsenalu?
Pobyt Łukasza w Arsenalu podzieliłbym na dwa okresy. Ten pierwszy - trzyletni, zaraz po transferze do zespołu z Londynu z Legii Warszawa, przebiegał harmonijnie i zgodnie z planem. To był tak naprawdę czas nauki dla „Fabiana” i zbierania niezbędnego doświadczenia. Łukasz zdawał sobie sprawę, że przychodząc do Arsenalu nie będzie od razu pierwszym bramkarzem. Był przecież Jens Lehmann, potem Manuel Almunia i to oni byli dla Wengera pierwszymi wyborami.
Ale po odejściu tego drugiego, szansę dostał Łukasz. Jednak na dłużej nie udało mu się nigdy zadomowić w bramce Arsenalu...
To jest właśnie ten drugi okres. Nie ma co ukrywać, że nie ułożył się on po myśli Fabiańskiego.
Dlaczego?
W bardzo dużej mierze, było to niezależne od niego. Mam tu na myśli kontuzje, które zaczęły go nękać. Te urazy pojawiły się właśnie w momencie, kiedy Łukasz miał swoje „pięć minut” w Arsenalu, które należało wykorzystać. Ale niestety, kontuzje nie pozwoliły mu do końca skorzystać z szansy, która się przed nim otworzyła.
Z czego wynikały te kontuzje? Przecież do tego momentu Fabiański właściwie nie miał dłuższych przerw spowodowanych urazami.
To właśnie zagadka, na którą nie znajdziemy tak naprawdę odpowiedzi. Wcześniej w Szamotułach czy w Legii, „Fabian” nie miał żadnych problemów zdrowotnych. Tymczasem w najważniejszym momencie jego pobytu w Arsenalu, zaczęły go prześladować kontuzje. Gdyby nie one, Łukasz byłby dzisiaj w zupełnie innym miejscu swojej kariery. W Arsenalu lub w innym klubie.
Fabiański zadeklarował, że opuszcza Arsenal, chociaż Arsene Wenger chciał podpisać z nim nowy kontrakt...
Wcale się nie dziwię, że menedżer Arsenalu chciałby mieć Łukasza w klubie. On doskonale zdaje sobie sprawę, jakiej klasy to bramkarz. Wystarczyło obejrzeć ostatnie mecze przeciwko Bayernowi Monachium w Lidze Mistrzów, żeby przekonać się, jakimi umiejętnościami dysponuje Fabiański. Ale szczerze mówiąc, sytuacja, w której dwóch czołowych polskich bramkarzy gra w jednym klubie, to strata dla polskiej piłki. Odejście Łukasza będzie więc dobrym wyjściem zarówno dla niego jak i dla Wojtka Szczęsnego.
Pytanie tylko, czy Łukasz nie powinien odejść z Arsenalu wcześniej?
Moim zdaniem, nie powinien. Właśnie dlatego, że trapiły go kontuzje. Gdyby był zdrowy i ciągle siedział na ławce, to wtedy rzeczywiście odejście byłoby lepszym rozwiązaniem.
Wiele mówi się o tym, że kolejnym klubem Fabiańskiego będzie Schalke Gelsenkirchen. To prawda?
Łukasz ma dwie możliwości. Albo od razu przejść do klubu z czołówki europejskiej, w którym będzie numerem jeden, albo pójść tą samą drogą, co kiedyś Edwin van der Sar. Po nieudanym pobycie w Juventusie, holenderski bramkarz zanim trafił do Manchesteru United, spędził trochę czasu w słabszym Fulham. Jedno jest pewne, to musi być zmiana, która pozwoli Łukaszowi być pierwszym bramkarzem. Inna nie ma sensu.
Latem Fabiański będzie więc bramkarzem Schalke, Basel czy jeszcze innego klubu? Decyzja została już przez niego podjęta?
To wszystko jest aktualnie na etapie realizacji. To nie jest jeszcze moment, w którym Łukasz mógłby ogłosić, w którym klubie na sto procent będzie grał w przyszłym sezonie.
- Bonus 300 PLN na sporty wirtualne w LV BET!
- Lucky Loser w Totolotku na Europejskie Puchary!
- FC Barcelona wygra po kursie 100.00 w Noblebet
- 750 PLN na weekend w LV BET
- WIOSENNY BONUS 500 PLN w Noblebet
- Lucky Loser w Totolotku na Europejskie Puchary!
- Lucky Loser Ekstraklasa w Totolotku
- Promocja Bet and Collect w Totolotku
- 500 PLN na Anglików w LV BET
- Wygrana Polski po kursie 100.00 w Noblebet!